środa, 20 marca 2013

Po drugiej stronie Tatr... / Na druhej strane Tatier...

Niedawno obchodziłam urodziny. I jak to w urodziny – telefonom, smsom, mejlom nie było końca, słowem: życzenia spływały wszystkimi możliwymi środkami komunikacji. Wśród tych życzeń dwa sformułowania szczególnie przykuły moją uwagę, utkwiły w pamięci na dobre i stały się inspiracją dla napisania tego postu. Dlaczego? Bo z jednej strony mówiły o tym samym, a z drugiej – tak diametralnie różniły się w odbiorze. Otóż jedna osoba życzyła mi Bożych błogosławieństw na obczyźniea druga, bym trzymała się ciepło tam po drugiej stronie Tatr. Co w tym takiego szczególnego? Fakt, że można pewne kwestie widzieć w tak odmiennej perspektywie, że to, jak nazwiemy dane zjawisko, definiuje poniekąd sposób odczytania go. Innymi słowy jak łatwo tylko za pomocą języka kreować rzeczywistość. Niby drobiazg, obczyzna kontra druga strona Tatr, ale jedno określenie ma w sobie chłód, dystans, odseparowanie od Polski, a drugie – ciepło, poczucie łączności z moją ojczyzną, wspólność. Gdy patrzę na Słowację jako „obczyznę”, koncentruję się przede wszystkim na tym, co odmienne – inny język, inna kultura, inna historia; w telewizji nadają inne programy, w restauracji jedzą inne jedzenie, w szkole przerabiają inne lektury. Jednak gdy pomyślę o Słowacji, że jest „po drugiej stronie Tatr”, myślę właśnie o tych wspólnych Tatrach, myślę o naszym słowiańskim korzeniu, myślę o mojej córce, w której jest tyle samo Polski, co i Słowacji. I z tych wszystkich rozważań wychodzi mi, że ja jednak wolę mieszkać po drugiej stronie Tatr niż na obczyźnie, choć niby mowa o jednym i tym samym. Bo chociaż nie znoszę chleba z kminkiem, który jest tu podstawą asortymentu piekarni, irytują mnie programy typu reality show nagminnie nadawane przez telewizje prywatne i nie zachwyca tradycyjny zemiakový šalát, uwielbiany w domu mojego męża, to jednak cieszę się, gdy „ziemniak” to „zemiak”, „stół” to „stôl”, a „woda” to „voda”, przepadam za niedzielnym rosołem i doceniam fakt, że kościół jest pełen, gdy idę rano na mszę. Nie przestanę nagle od tego być Polką, nie stanę się Słowaczką. Nie chcę. Ale widzę w tej mojej Słowacji trochę Polski, w Polsce widzę trochę Słowacji i niech tak zostanie. Bo łączą nas już nie tylko Tatry.

PS. Gdyby przeczytali to kiedyś autorzy omawianych życzeń – wiem, że jesteście mi bardzo życzliwi i dziękuję! :)

Nedávno som oslavovala narodeniny. A ako to na narodeniny býva, telefonátom, SMS-kám, mejlom nebolo konca, slovom: želania sa hrnuli všetkými možnými prostriedkami komunikácie. Medzi tými želaniami boli dve sformulované tak, že pritiahli moju pozornosť, utkveli mi nastálo v pamäti a stali sa inšpiráciou k napísaniu tohto postu. Prečo? Lebo na jednej strane hovorili o tom istom, na druhej – diametrálne sa rôznili pri ich vnímaní. Totiž, jedna osoba mi želala Božie požehnanie v cudzine a druhá, aby som sa držala tam na druhej strane Tatier. Čo je na tom také výnimočné? Fakt, že niektoré veci možno vidieť v tak rozdielnej perspektíve, že to, ako nazveme daný jav, definuje spôsob jeho prijímania. Inými slovami, ako ľahko možno pomocou jazyka tvoriť skutočnosť. Akoby maličkosť, cudzina kontra druhá strana Tatier, ale jeden výraz má v sebe chlad, odstup, oddelenie od Poľska, a druhý teplo, pocit prepojenia s mojou vlasťou, pocit spoločného. Keď sa pozerám na Slovensko ako na „cudzinu“, sústreďujem sa predovšetkým na to, čo je rôzne – iný jazyk, iná kultúra, iná história; v televízii idú iné programy, v reštaurácii jedia iné jedlá, v škole preberajú iné učivo. Jednako však keď si pomyslím, že Slovensko je „na druhej strane Tatier“, myslím práve na tie spoločné Tatry, myslím na naše slovanské korene, myslím na svoju dcérku, v ktorej je takisto veľa Poľska ako aj Slovenska. A z tých všetkých myšlienok vyplýva, že predsa chcem radšej bývať na druhej strane Tatier ako v cudzine, hoci reč je vlastne o tom istom. Pretože hoci neznášam chlieb s rascou, ktorý tu je základom sortimentu v pekárni, iritujú ma programy typu reality show neustále vysielané v súkromných televíziách a nenadchýnam sa tradičným zemiakovým šalátom, obľúbeným v rodine môjho muža, jednako sa teším, keď „ziemniak“ je „zemiak“, „stół“ je „stôl“ a „woda“ je „voda“, mám veľmi rada nedeľnú polievku a cením si fakt, že kostol je plný, keď idem ráno na omšu. Neprestanem náhle kvôli tomu byť Poľkou, nestanem sa Slovenkou. Nechcem. Ale vidím v tom svojom Slovensku trochu Poľska, v Poľsku trochu Slovenska a nech to tak zostane. Pretože nás už nespájajú len Tatry.

 P.S. Keby si to niekedy prečítali autori tých želaní – viem, že ste voči mne veľmi žičliví a ďakujem! :) 

2 komentarze: